poniedziałek, 29 listopada 2010

Na początku był Jazz

Omawiając "Hair po polsku" wspomnieliśmy o jazzowych fascynacjach Janusza Christy. Dziś cofniemy się do czasów, gdy przyszły twórca "Kajka i Kokosza" nie wybrał jeszcze między perkusją i rysunkiem. Miał wtedy 22 lata i szczęście, że mieszkał w Trójmieście. To tamtędy, w marynarskich workach docierały do PRL-u najfajniejsze produkty zza żelaznej kurtyny: jazz, komiksy, guma do żucia, a potem rock.

W lipcu 1956, na fali postalinowskiej odwilży, powstał w Gdańsku miesięcznik Jazz, pierwszy magazyn o muzyce uznawanej dotąd za obcą ideologicznie i ośmieszanej jako bikiniarska (bikiniarze to polska wersja subkultury teddy boys). Miesięcznik wydawany był przez Związek Zawodowy Pracowników Kultury. Koledzy-jazzfani powierzyli Chriście stanowisko sekretarza redakcji, zapewne dlatego, że liznął ekonomię w szkole handlowej, umiał grać na perkusji i... zapewniał oprawę graficzną. Jego pierwsze rysunki ukazały się w numerze listopadowym, poniżej prezentujemy trzy z nich.

Debiut prasowy Janusza Christy, Jazz nr 5, listopad 1956

W sumie Jazz wydrukował kilkanaście ilustracji i dowcipów Christy. Już w "swoim" drugim numerze (grudzień 1956) rysownik spróbował odpowiedzieć na nurtujące go od zawsze pytanie "co było dalej?" i narysował żart złożony z dwóch kadrów. W numerze z lutego 1957 narysował tych kadrów jeszcze więcej, publikując w ten sposób swoją pierwszą, mikroskopijną (9,5 x 2 cm) historyjkę obrazkową pt. "Rock and Roll".

Pierwsze historyjki obrazkowe Christy, Jazz nr 6 (grudzień 1956) i 8 (luty 1957)

Na numerze lutowym kończą się drobne rysunki Christy. W marcu 1957 zastąpiła je seria "Opowieść o Armstrongu", czyli ilustrowana historia życia wielkiego Satchmo, z tekstem M. Wójcikiewicza (według Christy za pseudonimem krył się Józef Balcerak, ówczesny redaktor naczelny Jazzu). To również nie był stuprocentowy komiks, ale tzw. prakomiks, forma już wówczas bardzo archaiczna, bez dymków, z podpisami poniżej obrazków - jak w "Koziołku-Matołku". Do października 1957 ukazało się osiem odcinków, każdy złożony z pięciu kadrów, raz w układzie poziomym, a raz pionowym. Podtytuł "Nowy Orlean" sugerował, że planowano kontynuację, jednak dalsze epizody już się nie pojawiły.


"Opowieść o Armstrongu" nie miała dotychczas przedruku, a szkoda, bo to jeden z nielicznych komisów realistycznych Christy, w stylu "Skarbów starego zamczyska". Jedyną szansą zapoznania się z nim jest dotarcie do Jazzu z lat 1956/57. Zdobycie czasopisma z pewnością nie będzie łatwe, bo nakład wynosił zaledwie 5000 egzemplarzy, ale na szczęście można je znaleźć prawie w każdej większej bibliotece.

W momencie startu "Opowieści o Armstrongu" kariera Christy zaczęła już nabierać rozpędu. Dokładnie w tym samym miesiącu, w marcu 1957 ukazał się również one-shot "Kichaś" w Wieczorze Wybrzeża, a w tygodniku Przygoda pierwszy odcinek serii "Kuku-Ryku". Ten ostatni komiks miał już wszystko to, za co kochamy Janusza Christę: duże plansze, dymki, parę sympatycznych bohaterów i mnóstwo humoru.

Robert Trojanowski i Piotr Kasiński kapitalnie podsumowali ten etap życia jazzmana-rysownika słowami: "dziękujemy mu bardzo, że zamiast pałeczek perkusyjnych wolał ołówki i piórka" (tekst pochodzi z szorta "J.azz Christ.", Zeszyty Komiksowe #9, "Antologia memoria Janusza Christy"). Nic dodać, nic ująć.

czwartek, 25 listopada 2010

(FANART) KiK c.d. suplement: Anty-Christy

Kilka dni temu natknęliśmy się na taki oto wpis na fanowskim profilu Przemka Truścińskiego:
Ze wszech miar godzien uwagi blog "Na plasterki!" zapowiada w kolejnej odsłonie cyklu "Kajko i Kokosz - ciąg dalszy" zaprezentowanie jednej z czterech umieszczonych w "Świecie Komiksu" parodii, której autorem jest Przemek.
Fakt, zapowiadaliśmy. Przygotowaliśmy nawet specjalny post z zawodnikami wagi ciężkiej. Jednak lista kandydatów tak nam się rozrosła, że musieliśmy robić cięcia i nie wystawiliśmy autorów kilku parodii. Nie dlatego, że są kiepscy - wręcz przeciwnie, to twórcy "kultowi", komiksowi celebryci. I nie dlatego, że ich parodie nam się nie podobają. Po prostu ci panowie jako kontynuatorzy nie rokują najlepiej. Ani myślą naginać swojego stylu do Kajka i Kokosza. To raczej Kajko i Kokosz musieliby nagiąć się do nich. Oto nasze anty-Christy:

Przemysław TruścińskiFilip MyszkowskiJakub Rebelka

PRZEMYSŁAW "TRUST" TRUŚCIŃSKI
Autor czwartego szorta z ŚK #8 (grudzień 1998), w którym podstarzali Kajko i Kokosz nie mogą ustalić kto jest główną gwiazdą tego komiksu. Przecież widać, że główną gwiazdą tego komiksu jest Przemek Truściński.

FILIP MYSZKOWSKI
Myszkowski tak się oburzył na poziom konkursu Egmontu, że postanowił pokazać jak się rysuje Łamignata. Nam się obrazek bardzo podoba, ale boimy się pomyśleć jak wyglądałaby reszta postaci w stylu Conana Barbarzyńcy.

JAKUB REBELKA
U Rebelki jak to u Rebelki, jest upiornie i bardzo kolorowo, wręcz fowistycznie. A może to tylko my nie potrafiliśmy zamienić CMYK-a na RGB? Rysunek pochodzi z Zeszytów Komiksowych nr 9, u nas po raz pierwszy w kolorze, dzięki uprzejmości Błażeja i autora.

Hubert RonekRobert AdlerRyszard Dąbrowski

HUBERT RONEK
Ronek, obecnie autor grzecznych komiksików dla dzieci w miesięczniku "Kumpel", miał dość chmurne i undergroundowe początki. W trzyplanszowym komiksie "The Truth is Out There" (KGB #10, maj 1999) Kajko i Kokosz są sfrustrowanymi alkoholikami na emigracji.

ROBERT ADLER
Dwuplanszówka z serii "48 stron" (Virus #7, grudzień 2003), a w niej Karko i Rokosz jako wcielenia Górsky'ego & Butcha. Obaj w dresach, a Kajko czarny. Chodzą słuchy, że Adler potrafi też rysować groteskowo, ale tylko chudzielców, więc z Kokoszem byłby kłopot.

RYSZARD DĄBROWSKI
Rysunek pochodzi z łódzkiej "Antologii memoria Janusza Christy". Kreskę Dąbrowskiego od biedy dałoby się dostosować do "Kajka i Kokosza", ale kto odważyłby się oddać bohaterów Christy w ręce faceta, który w "Likwidatorze" przelewa hektolitry niewinnej krwi?

Andrzej JanickiJanusz WyrzykowskiRafał Tomczak

ANDRZEJ JANICKI
Christa na kanciasto. Janicki rysował Kajka i Kokosza dwa razy, dla Zeszytów Komiksowych #7 i 9. Obie prace znajdziecie na blogu rysownika. Tu prezentujemy "Epitafium" w kolorze, czyli w wersji z łódzkiej antologii (Andrzeju, dzięki za planszę).

JANUSZ WYRZYKOWSKI
Kajko i Kokosz odrażający, brudni i źli. Pierwszy rysownik "Pierwszej brygady" jest ponoć wielkim miłośnikiem Christy, widziano go nawet na pogrzebie Mistrza. Ale patrząc na jego rysunkowy hołd (Zeszyty Komiksowe #9) trudno się tego domyślić.

RAFAŁ "OTOCZAK" TOMCZAK
Na koniec coś ekstra. Psychodeliczne wizje Otoczaka w zderzeniu z Kajkiem i Kokoszem, Batmanem, oraz nie wiadomo czym. Cała praca miała trzy strony i ukazała się w Zeszytach Komiksowych #9 pod tytułem "Bajka dla dorosłych". My aż tacy dorośli nie jesteśmy.

* * *
Wracając do plebiscytu, to wyniki potwierdziły nasze przypuszczenia. Fani głosowali raczej konserwatywnie i "kultowość" kandydatów nie była atutem. Dało się wręcz zaobserwować odwrotną zależność, tzn. im rysownik bardziej rozpoznawalny, a jego kreska bardziej specyficzna, tym niższa pozycja w rankingu. I choć widoczne było premiowanie za aktywność, czyli za własne wersje Kajka i Kokosza, największym gwiazdom wcale to nie pomogło. Tak więc nie będziemy udawać, że mamy wyrzuty sumienia wobec anty-Christów (może troszkę). Wolimy myśleć, że oszczędziliśmy im rozczarowania. I tej wersji będziemy się trzymać.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Piotr Kulikiewicz o przygodówce

Zgodnie z obietnicą wracamy do gry komputerowej "Kajko i Kokosz". Okres, w którym się ukazała, czyli połowa lat 90-tych, nazywany jest "komiksową smutą". Albumy, tak popularne w czasie boomu lat 80-tych, praktycznie zniknęły wówczas z rynku, wyparte przez zeszyty TM-Semic. Dawni polscy mistrzowie milczeli (Christa przestał rysować w 1989), a młodzi twórcy nie mogli się przebić. Fani z tęsknotą wypatrywali choćby namiastki polskiego pełnometrażowego komiksu. Lukę tę próbowały wypełnić ziny i półprofesjonalne magazyny, jednak publikowały one głównie krótkie historyjki.

W tę atmosferę wyczekiwania idealnie wstrzeliła się firma Seven Stars ze swym pionierskim projektem. Amigowa przygodówka o borostworach, choć nieco przestarzała już w chwili premiery, stała się ogromnym przebojem. Pisały o niej wszystkie magazyny komputerowe, przez rok nie schodziła z pierwszych miejsc rankingów. Nikomu nie przeszkadzało, że gry nie dawało się przejść bez solucji – liczyła się kultowość "Kajka i Kokosza" oraz znakomicie oddana atmosfera komiksu. Tych, którzy jeszcze w nią nie grali, zachęcamy do poklikania lub choćby obejrzenia filmiku znalezionego na YouTubie. Sprawdźcie sami, czy było się czym zachwycać. Naszym zdaniem było.


Warto też pogrzebać w plikach z kodem źródłowym (ściągniecie je legalnie z Polskiego Portalu Amigowego), bo można z nich wydłubać niepublikowane ilustracje Janusza Christy. Sam twórca "Kajka i Kokosza" w wywiadach dystansował się nieco od gry, narzekał na animację. Czy zatem funkcja "dyrektora artystycznego projektu" była tylko chwytem reklamowym, a chodziło o narysowanie okładki, reklamówki i 23 lokacji? O szczegóły produkcji zapytaliśmy autora gry, Piotra Kulikiewicza, którego odpowiedzi rzucają trochę światła na rolę Christy w projekcie.

Nasz rozmówca, w środowisku komputerowym lepiej znany jako "Presley", sam o sobie mówi, że jest programistą od dziecka. W ciągu ponad 20 lat kariery wydał wiele gier na Atari (Robal, Monstrum, Magia Kryształu, Dwie Wieże, Incydent), KiK na Amigę oraz kilka tytułów na PC, już pod szyldem Seven Stars. Obecnie oprogramowuje duże projekty typu V10.pl.

Na plasterki!!!: Kto był pomysłodawcą gry?
Piotr Kulikiewicz: Ktoś z firmy ASF - wcześniej pisałem dla nich gry na Atari. Prawdopodobnie Jarek Łojewski, choć mogę się mylić.

NP!: Czemu Kajko i Kokosz a nie np. Tytus czy Kleks?
PK: Wszyscy z nas czytali i uwielbiali "Kajka i Kokosza" i taki temat na grę wydał nam się fajny. Na przykład ja, chociaż raczej nie jestem fanem komiksów, ale akurat "Kajka i Kokosza" bardzo lubię. Zaczytywałem się ich przygodami w szkole podstawowej i urzekł mnie świat wykreowany przez pana Janusza.

NP!: Jak wyglądała współpraca z Christą?
PK: W scenariusz praktycznie nie ingerował. Miał pewne zastrzeżenia, np. żeby bohaterowie nie byli brutalni, albo żeby gra nie była bijatyką. I żeby klimat był podobny do historyjek z komiksu. Za to obróbka kolejnych plansz była już naszą wspólną, mozolną pracą. Najpierw ja skanowałem rysunki na PC, potem przenosiłem je na Amigę do Delux Painta, a na końcu razem korygowaliśmy barwy i wypełnienia. Amiga w rozdzielczości 320x200 operowała zaledwie kilkudziesięcioma kolorami i trzeba było dobrze przekonwertować palety 24b na amigowe. Trwało to kilka miesięcy, co parę dni spędzałem trochę czasu u pana Janusza, pracując z moimi plikami na jego Amidze.

NP!: Jak długo w takim razie powstawała cała gra?
PK: Z tego co pamiętam, około półtora roku.

NP! A co się stało z okładką czeskiego wydania? Dlaczego została zmieniona?
PK: Nie pamiętam już, czy to my ją zrobiliśmy, czy Czesi. Pośrednikiem między Czechami a nami była firma Mirage i to oni dogadywali się z panem Januszem. Myśmy tylko udostępnili kod, źródła oraz grafikę i skontaktowaliśmy z Christą odpowiednich ludzi.

NP!: Czy myśleliście o ciągu dalszym, o drugiej przygodówce z Kajkiem i Kokoszem?
PK: Były takie plany. Może gdyby Seven Stars istniało dłużej...

NP!: Dziękujemy bardzo za rozmowę i  fantastyczne zdjęcia.
PK: I ja dziękuję i pozdrawiam wszystkich fanów Janusza Christy.

czwartek, 18 listopada 2010

Historie z galijskiej ziemi

Mamy dla Was dwie wiadomości - dobrą i złą.

Najpierw dobra. Dotąd myśleliśmy, że w Czechach tylko polscy harcerze znają dorobek Christy, a okazało się, że "Kajko i Kokosz" ukazał się też po czesku. Nie był to komiks, ale gra komputerowa - pierwsza przygodówka z roku 1994, ta na podstawie albumu "W krainie borostworów".

A teraz wiadomość zła. Szukaliśmy jej w sieci pod jakimś śmiesznym czeskim tytułem w stylu "Kajtula i Kokolka", a znaleźliśmy jako "Příhody z Galské země". Nie przywidziało Wam się, tytuł naprawdę oznacza... "Historie z galijskiej ziemi". No cóż, widocznie Czesi uznali, że nasi narodowi bohaterowie lepiej się sprzedadzą jako klony Asteriksa.


Grę wydała w roku 1996 firma Vochozka Trading z Brna, przekształcona potem w Illusion Softworks, a ostatecznie w 2K Czech. W tym miejscu serdecznie pozdrawiamy pana Petra Vochazkę w imieniu polskich fanów "Kajka i Kokosza". Dziękujemy za podniesienie nam ciśnienia w ten smutny jesienny poranek. A jeśli ktoś kręci nosem na tytułową ilustrację, zapewne przerysowaną (pierwowzór) i pokolorowaną czeskimi kredkami Koh-I-Noor, może sobie jeszcze bardziej podnieść ciśnienie, zerkając na to, co zrobili Niemcy ze zręcznościówką Play'a.

Podobno była też wersja CD-ROM

Dla porównania przypominamy znakomite okładki oryginalne. W Polsce gra ukazała się aż w trzech wersjach, wszystkie wydane przez gdańską firmę Seven Stars: na Amigę (1994, 3 dyskietki), na PC (1995, 2 dyskietki) oraz na PC CD-ROM (1996), już ze zmienionym interfejsem i z multimedialnym komiksem na deser. Za jedyne 350 tys. zł z VAT otrzymywało się spore pudełko, a w nim nośniki, instrukcję (w wersji amigowej z kolorową okładką) i czasami składany plakat, przedrukowany potem przez Świat Gier Komputerowych #12/1995.

Wersja na Amigę
Wersja PC CD-ROM

W połowie lat 90-tych o przygodówce pisały wszystkie magazyny komputerowe, przez rok nie schodziła z pierwszych miejsc prasowych rankingów, wielokrotnie wznawiano ją w różnych kompilacjach. Dzisiejszym postem udało nam się zaledwie musnąć ten fenomen. Do tematu będziemy jeszcze wracać, m.in. w rozmowie z twórcą gry, Piotrem "Presleyem" Kulikiewiczem - posiadaczem jedynego chyba w Polsce egzemplarza czeskiej edycji (to od niego dostaliśmy zdjęcia). A zatem do zobaczenia.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Pacyfił kontra skincerze

Po gościnnych występach Kajka i Kokosza w małym biznesie i w armii, czas na subkultury młodzieżowe. Przed Wami punkowy zin "Walkman", pochodzący z czasów marnych kserówek, nożyczek i kleju, czyli prawdopodobnie z początku lat 90-tych. Dysponujemy tylko skanem n-tej kopii z kopii, co trochę utrudnia lekturę, ale za to dodaje smaczku i podkreśla punkową estetykę DIY.

Sześć stron zina zajmuje komiks pod tytułem... "Walkman", część 2. Jego autor, niejaki Czesky, powycinał pojedyncze kadry z komiksów o Kajku i Kokoszu, tu i ówdzie coś dorysował i wpisał nowe teksty w dymkach (dość dosadne, więc prosimy dzieci, żeby nie klikały w obrazki). I tak zamiast Mirmiłowa mamy Anarchikowo, na czele z Pacyfiłem - wszyscy tu noszą ogromne irokezy i obowiązkowe "A" w kółeczku. Zamiast zbójcerzy są skincerze z celtyckimi krzyżami na hełmach, pod wodzą Mein Führera. Pojawia się też hardkorowiec z napisem "HxC" na tarczy i depeszowiec w czarnej zbroi, ale obaj wytrzymują zaledwie kilka kadrów w konfrontacji z glanami Kajka i Kokosza.

Diabli wiedzą jak nazwać to, co zrobił Czesky. Ani to kolaż, ani remiks, może raczej mashup różnych komiksów Christy. Poskładana z kawałków historyjka trzyma się jednak przysłowiowej kupy, a chodzi w niej (tzn. w historyjce) o poszukiwania skradzionego Pacyfiłowi walkmana Sony "z mega bassem". Niestety, nie wiemy czy Kajko i Kokosz przywieźli z Japonii nowego kaseciaka, bo dysponujemy tylko jednym odcinkiem serii. Jeśli ktoś posiada komplet "Walkmanów", lub choćby jedną część w wersji papierowej, prosimy o kontakt.

Marcin Kornak w artykule pt. "Skradzione komiksy" twierdzi, że kadry z "Kajka i Kokosza" były też w użyciu po drugiej stronie barykady. Wykorzystano je podobno w gazetce "Rycerze Orła Białego" do zilustrowania słów Romana Giertycha. Chętnie byśmy rzucili okiem na takie "dzieło", więc i tu apelujemy do zbieraczy o pomoc. Szczerze mówiąc, przygarniemy każdą zinową parodię, nawet najpaskudniejszą i najbardziej bezsensowną, bo w sprawach Janusza Christy jakoś szczególnie wybredni nie jesteśmy (ale najpierw sprawdźcie w naszej Bibliografii czy jej tam już nie ma).

piątek, 12 listopada 2010

Egmont popiera i zapowiada

Dobra wiadomość dla wszystkich uczestników plebiscytu "Kajko i Kokosz: ciąg dalszy"! Przedwczoraj wydawnictwo Egmont poinformowało na portalu KŚK o naszym sondażu, a nawet przedrukowało wyniki głosowania, dołączając wyrazy uznania i poparcia:
Wszystkim fanom twórczości Janusza Christy polecamy blog NA PLASTERKI. (...) Obecnie można zapoznać się z wynikami bardzo ciekawego plebiscytu. Użytkownicy bloga wybrali nowych rysowników, którzy mieliby podjąć się kontynuacji opowieści. Chwalebna ze wszech miar inicjatywa, którą – co zrozumiałe – popieramy :o)
Miejmy nadzieję, że aprobata wydawnictwa oznacza również nowe otwarcie dla "Kajka i Kokosza". Będziemy trzymać rękę na pulsie.


Przy okazji Egmont zapowiedział na 16 listopada premierę gry planszowej "Kajko i Kokosz: Wyprawa śmiałków" (pisaliśmy o niej na początku sierpnia). Potwierdziły się nasze przypuszczenia - będzie to polska wersja słynnej gry Roberto Fragi. Na facebookowym profilu Krainy Planszówek znaleźliśmy sporo wzorów kart - zobaczcie całą galerię.


To tyle na temat gry. Cieszymy się z niej oczywiście, a teraz czekamy na komiksy.

wtorek, 9 listopada 2010

Miluś myśliwsko-bombowy

Widzieliśmy już rysunki Christy wykorzystane przez sklepikarzy, rękodzielników i malarza-portrecistę. Ale oficjalne godła jednostek Wojska Polskiego to zupełnie nowa jakość! Arek z Gdyni wypatrzył kadry z "Kajka i Kokosza" na emblematach 1 i 2 Eskadry nieistniejącego już 8 Pułku Lotnictwa Myśliwsko-Bombowego w Mirosławcu. Na pierwszym z nich (oznaczenie 1/8, czyli 1 eskadra 8 pułku) widzimy dzika z "Wojów Mirmiła", na drugim (2 eskadra) Milusia ze "Skarbów Mirmiła". Oba rysunki zostały odwrócone - klikajcie, żeby zobaczyć oryginalne kadry.


"Godła takie projektowali amatorzy - żołnierze z talentem plastycznym, nieraz wspomaganym grafikami odrysowanymi z czasopism. Nie był to w każdym razie kazus kogoś, kto produkuje naklejki z "własnymi" Kajkiem i Kokoszem, czy jakieś reklamy. Ot, mundurowemu grafikowi wydawało się naturalne, że odrysuje dzika, bo ładny i pasuje." - pisze Arek. - "W Mirosławcu godło malowano na odrzutowych samolotach szturmowych Su-22. Nie wiem jak długo, ja zobaczyłem je w pierwszej połowie lat 90. Kiedy rozwiązywano pułk, dzik wyglądał już inaczej. Szarżujący dzik, jak się domyślam, miał symbolizować napad szturmowy, a Miluś rzucający kłodę - zadania bombardujące."

Za pośrednictwem Arka dostaliśmy też zdjęcia z kolekcji Krzysztofa Kirschensteina, przedstawiające samolot Su-22 z godłem 1 eskadry. Pułk został wyposażony w te maszyny w listopadzie 1988 (w tym samym roku ukazał się po raz pierwszy album "Woje Mirmiła"). Po wejściu do NATO, z dniem 1 stycznia 2000 jednostka została rozformowana, a jej żołnierze weszli w skład 12 Bazy Lotniczej. Mimo to, naszywki obu eskadr wciąż są dostępne, np. w sklepie internetowym Fort (1/8, 2/8). My już złożyliśmy zamówienie.


Jeśli ktoś chciałby zgłębić temat, na oficjalnej stronie Bazy w Mirosławcu znajdzie całą historię pułku. Zdjęcia emblematów ściągnęliśmy ze strony 2 Ośrodka Szkolenia Lotniczego Radom-Sadków.

Więcej: Kajtek-Majtek pilotem.

niedziela, 7 listopada 2010

KiK c.d.: Wyniki plebiscytu

Tada! Dziś o 20:00 zakończył się plebiscyt "KiK c.d.". Przez trzy tygodnie głosowaliście na rysowników, których najchętniej widzielibyście w kontynuacji "Kajka i Kokosza". Wszystkim internautom dziękujemy za udział. Zainteresowanie sondażem przeszło nasze najśmielsze oczekiwania, co jest zasługą medialnego wsparcia Gildii i Alei Komiksu. W pierwszej ankiecie (rysownik głównej serii) oddaliście aż 314 głosów, a w drugiej (rysownicy serii pobocznych) - 215. I to bez dodatkowych zachęt w postaci nagród.

Na razie ograniczymy się do suchej prezentacji wyników, za wcześnie jeszcze na ich komentowanie. Ranking publikujemy w formie listy zwycięzców, a nie pokonanych - odpowiednio TOP 5 oraz TOP 10. Wciągnęliśmy rysowników w tę zabawę bez ich zgody, a nieraz wiedzy, jeśli więc nie wszystkie nasze kandydatury spotkały się z Waszym entuzjazmem, jest to wyłącznie nasza wina (choć trzeba podkreślić, że każdy rysownik dostał co najmniej parę głosów). A teraz uwaga, orkiestra tusz!



O niesłabnącej popularności "Kajka i Kokosza" świadczy też duży odzew rysowników na naszą akcję i ilość fanowskich, nieoficjalnych produkcji. Dzięki temu było z czego wybierać i niewielu internautów zagłosowało przeciw kontynuacjom. Miejmy nadzieję, że wydawnictwo wsłucha się w głos fandomu i już wkrótce będziemy mogli cieszyć się nie tylko antologiami "ku czci", ale także zupełnie nowymi, oficjalnymi albumami, czy chociaż gazetowymi stripami.

I oczywiście gratulujemy zwycięzcom, z nadzieją, że vox populi zmobilizuje ich do dalszej pracy.